Dlaczego rodzi się tak mało dzieci?

    Ostatnimi czasy wizerunek kobiety został po raz kolejny poważnie nadszarpnięty przez nieprzemyślane wypowiedzi specjalisty od życia społecznego, w tym szczególnie życia rodzinnego, życia osób LGBT+, młodzieży i kobiet właśnie. Geniusz - chciałoby się powiedzieć. Bo geniuszem trzeba być, by tak dogłębnie znać tajniki życia, pragnień, marzeń, emocji tych grup społecznych, samemu będąc starym kawalerem (nie przepraszam za to określenie, gdyż jest ono w pełni uzasadnione), który - przynajmniej oficjalnie - nigdy nie stworzył trwałego związku z kobietą ani mężczyzną, nie musiał i nie musi troszczyć się o byt swój, a tym bardziej swojej rodziny, który stosunkowo długo trzymał się maminej spódnicy, co w gruncie rzeczy budzi obawy o normalność tejże relacji. Człowiek ów głosi zabawne w jego mniemaniu teorie dotyczące ludzi z krwi i kości, ludzi stąpających twardo po ziemi, borykających się z problemami, jakie piętrzy przed nimi szara rzeczywistość i trudna codzienność. Jednak jego teorie są dalekie od faktycznego obrazu życia tzw. zwykłych ludzi, a on sam w swojej pokręconej świadomości żyje w świecie do tego obrazu równoległym i w niczym nieprzystającym. 

   Śmiać mi się chce. Normalnie pękam ze śmiechu! Już te wszystkie bluzgi, banialuki, pomówienia, szkalowanie i narzucanie przepisami prawa kobietom określonego stylu życia nie złoszczą mnie. One mnie zwyczajnie bawią. Te wypociny w prawicowych gazecinach, na forach internetowych, te przemówienia na wiecach wyborczych, te hasła stetryczałych i zdewociałych mężczyzn i kobiet - to wszystko przyprawia mnie o atak śmiechu. Ktoś, kto sądzi, że pod wpływem nacisków, presji zmusi do czegokolwiek samodzielnie myślącą kobietę, jest przezabawny. Ja wiem, wiem, że wielu marzy się powrót do przeszłości, kiedy to kobiety "siedziały" w domu przy dzieciach i garach, ale cóż - postępu nie cofniesz. Zwłaszcza młode, niezależne kobiety nie dadzą sobie wcisnąć kitu, że tylko małżeństwo i macierzyństwo jest w stanie je uszczęśliwić. Że inni wiedzą lepiej, co dla nich dobre i właściwe. Szanowni konserwatyści - wcale mi nie jest przykro wam oznajmić, że czy tego chcecie, czy nie, nikt nie będzie mówił kobietom, jak mają żyć. Można zmusić konia do przyjścia do wodopoju, ale nie można zmusić go do picia. Nie znam osobiście żadnej kobiety, która chciałaby pić z waszego źródła. Sama zresztą też nie mam takiego zamiaru.

   Kolejny rząd (podkreślam - kolejny!) głowi się nad tym, jak sprawić, by przyrost naturalny w naszym kraju był wreszcie satysfakcjonujący. Otóż, nie stanie się to za sprawą zasiłków ani przedłużonego urlopu macierzyńskiego. Nie stanie się to za sprawą posądzania kobiet o niemoralne i patologiczne prowadzenie się. Nie stanie się to w końcu poprzez ograniczenie prawa do aborcji. Żyję tu i teraz. Widzę, z jakimi utrudnieniami zmagają się kobiety w wieku rozrodczym. Wiele z nich nie chce mieć dzieci, bo zwyczajnie nie czuje takiej potrzeby. I co zrobicie z tym faktem? Zmusicie je do zajścia w ciążę i do urodzenia dziecka? Wiele kobiet boi się zajść w ciążę i rodzić w tym kraju. Boi się, że w sytuacji, gdy płód okaże się nieuleczalnie chory, będą musiały urodzić i z dużym prawdopodobieństwem zostaną potem same z dzieckiem wymagającym całodobowej opieki. Ojcowie przeważnie wymiksowują się z takiego układu. Państwo zaś oferuje żenującą jałmużnę. Matka jest uwięziona i skazana na dożywocie w fatalnych warunkach bytowych. Wiele kobiet boi się, że w przypadku, gdy ciąża będzie zagrażała ich życiu, lekarze w szpitalu położą na szali właśnie ich życie i nie odważą się ratować ciężarnej, zanim płód nie obumrze. 

   Istnieją oczywiście setki innych powodów, dla których rodzi się tak mało dzieci. Przyjrzyjmy się przy okazji urlopowi rodzicielskiemu. W związku z obowiązującym prawem unijnym od 2023 roku zostaną wprowadzone zmiany w tym zakresie. I jest to naprawdę budująca informacja, gdyż urlop rodzicielski będą mogli wykorzystać oboje rodzice. Poza tym dziewięciotygodniowego okresu tego urlopu nie będzie można przenieść na drugiego rodzica. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego urlop ojcowski (nie mylić z urlopem rodzicielskim) trwa tylko dwa tygodnie, podczas gdy macierzyński dwadzieścia (przy urodzeniu jednego dziecka)?  Kolejna sprawa dotyczy tatusiów, którzy po rozstaniu z matką swoich dzieci, nie poczuwają się do obowiązku ich wychowania i utrzymania. Tak zwani "alimenciarze" kosztują skarb państwa krocie i śmieją się matkom w twarz. Do perfekcji opanowali umiejętność ucieczki przed zobowiązaniami wobec własnego potomstwa. 

   Ponadto, jak na powiększenie rodziny ma zdecydować się para młodych ludzi, których kredyt mieszkaniowy ciągnie na finansowe dno? Gdzież są te mieszkania dla młodych, które znalazły się w programie wyborczym wiodącej partii? Czy jako społeczeństwo znowu mamy przeżywać powtórkę z rozrywki w postaci życia "na kupie" z rodzicami i dziadkami? Oprócz tego od lat brakuje miejsc w państwowych żłobkach i przedszkolach, a nie każdego stać na prywatną placówkę lub nianię. Instytucja babci już dawno przeszła do lamusa. Słusznie zresztą. Nareszcie dojrzałe kobiety nie czują się w obowiązku zajmowania się wnukami. Wystarczyła im szarpanina między domem, pracą i dziećmi, gdy same były matkami. Na emeryturze należy im się zasłużony odpoczynek. Pod warunkiem jednak, że mogą sobie na niego pozwolić. Niestety to rzadkość, gdyż wiele emerytek z powodu głodowej emerytury jest zmuszona dorabiać, by się utrzymać. Jeśli jednak szczęśliwym zrządzeniem losu nie muszą pracować do śmierci, mają prawo wreszcie mieć czas dla siebie i możliwość zadbania o swój dobrostan. 

   Wiele do życzenia pozostawia postawa członków i członkiń naszego społeczeństwa, narzucająca kobiecie chomąto oczekiwań czy wręcz żądań z czasów, kiedy kobieta pełniła podrzędną rolę służącej całej rodziny. Dlaczego zatem nie żąda się od mężczyzn, żeby byli głowami rodzin, utrzymali je, zbudowali dla nich dom i posadzili drzewa? Czyżby nie dorastali do tamtych, zamierzchłych wzorców? Zapytam teraz nieco złośliwie: Dlaczego starzy kawalerowie nie płacą "bykowego"? Hę? ;) Niejeden zgrzytając zębami robiłby comiesięczny przelewik. Oczywiście podążając za przykładem naczelnego starego kawalera. Ów bezdzietny kawaler dokonał ostatnio wiekopomnego odkrycia, wyjaśniającego kłopoty prokreacyjne młodych kobiet. Otóż, w jego mniemaniu, znajdują się one w permanentnym stanie upojenia alkoholowego, piją tyle, co ich rówieśnicy, którzy - podążając tym tokiem myślenia - również są ciągle pijani. Nie rozumiem wobec tego tych pretensji skierowanych tylko do płci żeńskiej, pomijając przy tym męską część populacji. Wszak kobita pijana...  wiadomo, jak to leci dalej. Ale z pijanym chłopem naprawdę jest problem w łóżku. Poza tym pragnę zwrócić uwagę na liczne reklamy środków na potencję. W reklamach tych występują młodzi panowie, nie staruszkowie, którym z racji wieku, maszt odmawia posłuszeństwa. Być może problem z dzietnością nie wynika z niedyspozycji kobiet, tylko mężczyzn... To oczywiście ironia.

   A teraz poważnie. Kobieta nie urodzi dziecka, gdy tego nie chce. Gdy nie jest związana z odpowiedzialnym partnerem. Nie urodzi, bo rodzice jej lub partnera marzą o byciu dziadkami. Nawet nie pomyśli o ciąży, gdy ma niepewną sytuację w pracy. Gdy nie ma własnego dachu nad głową. Kiedy ktoś jej ciągle o tym pieprzy. Kiedy boi się tego, jak potem pogodzić pracę z opieką nad dzieckiem, z byciem matką, ale i partnerką, kobietą. Nie zajdzie w ciążę często nie z własnego wyboru, tylko ze względów zdrowotnych. Nie zdecyduje się na dziecko z jeszcze wielu innych powodów.

   Kobieta będzie chciała zostać matką, gdy ta potrzeba będzie jej potrzebą. Gdy poczuje bezpieczeństwo, miłość i stabilizację. Jeśli opieka zdrowotna będzie funkcjonować tak, jak powinna. Jeśli partner będzie dzielił z nią obowiązki domowe i nie będzie przerażał go widok kupy w pampersie u dziecka znajomych. Kiedy młode matki nie będą zmuszane do pracy w warunkach niezgodnych z Kodeksem Pracy. Gdy będą widziały wsparcie i zrozumienie otoczenia dla młodych rodziców. Gdy szef nie będzie pytał pracownika, czemu żona/partnerka nie pójdzie na opiekę nad chorym dzieckiem. Kiedy, w dobie jakże popularnej pracy zdalnej, umożliwi się taką formę wypełniania obowiązków młodym rodzicom, oczywiście jeśli wykonywany zawód na to pozwala. Jeśli będą dostępne niedrogie żłobki i przedszkola, a oświata przestanie być pozornie bezpłatna. 

   Tych "jeśli" mogłabym mnożyć. Ale będąc realistką, wiem, że to tylko pobożne życzenia. Być może dożyję ich spełnienia. Tymczasem żyjemy w kraju, którym rządzą ludzie zacofani, narzucający innym swój światopogląd i nieprzyjmujący do wiadomości, że ktoś tego światopoglądu nie podziela i nie zamierza mu się poddać. Pocieszający jest fakt, że wszystko kiedyś się kończy. Czekam zatem.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty