O dobrym imieniu

    


 W ostatnim tygodniu wiele się wydarzyło zarówno w moim życiu, jak i życiu tak zwanym publicznym. Pominę tym razem swoje perypetie i skupię się na sprawie, która wywołała burzę w mediach, w budynku na Wiejskiej oraz w kościołach. Mleko się rozlało, a wręcz wykipiało. I stworzył się nowy podział - na tych, którzy będą bronić dobrego imienia JPII do ostatniej kropli krwi, wypierając jednocześnie fakty, i na tych, którzy podważają jego świętość, koncentrując się na zarzucanym mu grzechu zaniechania wobec ofiar księży pedofili. Znowu podział. Nasz dom po raz kolejny murem podzielony. 

   Przeczytałam tymczasem bardzo mądry (moim zdaniem of course) post na fejsie autorstwa Damiana Maliszewskiego, w którym pisze on, że nie można odmówić papieżowi zasług odnośnie walki z komunizmem, wyciągnięcia ręki do reprezentantów innych religii, ale trzeba niestety spojrzeć prawdzie w oczy i przyjąć do wiadomości to, że nie uporał się z pedofilią w kościele i tuszował jej przypadki. Rozumiem, że wielu Polakom niełatwo pogodzić się z tą rysą na nieskazitelnym wizerunku JPII, że będą próbowali racjonalizować ujawnione informacje, zaprzeczać, doszukiwać się nieścisłości w całej tej historii. Jest to jeden ze sposobów radzenia sobie z niewygodną prawdą. Zawsze przecież można zarzucić reporterowi nierzetelność, stronniczość, uprzedzenie, a jednocześnie słuchać gorliwych przemów obrońców dobrego imienia papieża Polaka, które stanowią balsam dla duszy. Zranionej duszy. Niezwykle trudno zaakceptować niezwykle trudną prawdę. Można tupać nóżkami, walić piąstkami w stół, tarzać się po podłodze niczym dziecko w sklepie, gdy rodzic nie chce ustąpić i kupić tego czy owego. Ale czy to coś zmieni?

   Czy bunt, uchwały, manifestacje wiary, groźba kary za naruszenie czyjegoś dobrego imienia spowodują, że z życiorysu danego człowieka znikną niewygodne informacje? Poza tym, co oznacza pojęcie "dobre imię"? Kto przyznaje ten tytuł? Ludzie. Na podstawie aktualnej w danym momencie wiedzy, choć z tą wiedzą bywa różnie, gdyż zdarza się i tak, że pewne informacje są znane wąskiej grupie, która dla zapewnienia spójnego obrazu, zamiata je pod dywan. Z biegiem lat stan świadomości i wiedza zmieniają się. Pojawić się może szersza perspektywa, która ukazuje niekiedy pęknięcia w wytworzonym dotychczas wizerunku. Co wówczas zrobić? Jedynym słusznym rozwiązaniem jest po prostu uznanie, że ów człowiek jest tylko człowiekiem, czyli istotą niedoskonałą, mającą swoje piękne i godne podziwu cechy, ale także skazy, wady. Fakt, że papież tuszował akty pedofilii w kościele katolickim, nie usuwa z jego życiorysu zasług. Należy o nich pamiętać, ale trzeba również wziąć pod uwagę niechlubne zamykanie oczu na krzywdę ofiar, które wołały o pomoc, o sprawiedliwość i jej nie otrzymały. W zamian za to spotykały się z ostracyzmem, potępieniem otoczenia, opluwaniem i wpędzaniem w poczucie winy. Najbardziej przygniatająca zaś była postawa hierarchów kościelnych z papieżem na czele, który znając prawdę, odwracał się od niej, ukrywał przed opinią publiczną dla dobra kościoła, dając innym zielone światło dla ich haniebnych postępków. 

   Dziwi mnie postawa polskiego społeczeństwa, które potrafi otwarcie mówić o romansach księży z kobietami i o dzieciach, które są ich owocem. Krążą o tym anegdoty, kawały i choć to trochę (ale tylko trochę) bulwersuje, jakoś zdaje się być akceptowalne. Jednak często nie do przyjęcia staje się informacja o tym, że jakiś ksiądz dopuścił się przestępstwa seksualnego na dziecku. Parafianie potrafią stanąć murem za duszpasterzem, nie dopuszczając nawet do siebie myśli o tym, że oskarżenie może być słuszne albo usprawiedliwiając księdza i szukając winy w skrzywdzonym dziecku. Mało kto wówczas zastanawia się nad tym, co czuje ofiara, ile odwagi wymagało zgłoszenie przestępstwa i jaki ślad na psychice pozostawia takie traumatyczne doświadczenie. I tego nie mogę zrozumieć, tego braku empatii, braku wiary w dziecko i to, co ono mówi albo w słowa dorosłych, którzy przez całe życie zmagają się z tą traumą, ponieważ wcześniej nikt im nie uwierzył, nieraz włącznie z rodzicami. 

   Oczywiście nie należy karać oskarżonego za jakiś czyn, zanim nie uczyni tego sąd. To nie ulega wątpliwości. Ale jak postawić duchownego przed sądem, gdy władze kościelne utrudniają lub uniemożliwiają przeprowadzenie rzetelnego śledztwa? Czy wystarczającą karą jest wysłanie do innej parafii lub na misję? Czy adekwatną karą dla hierarchy kościelnego jest nakaz zamieszkania poza dotychczasową archidiecezją i zakaz uczestnictwa w publicznych celebracjach oraz umieszczenie go w wygodnej posiadłości? Czy karą jest nakaz życia w odosobnieniu i oddanie się modlitwie? Czy duchowni żyjąc w danym kraju nie podlegają prawu tego kraju? Zabierają głos w sprawach dotyczących świata polityki, ingerują w kształt ustaw głosowanych w Sejmie, uczą religii w świeckich szkołach i pobierają za to wynagrodzenie z budżetu państwa, otrzymują również emeryturę z tegoż budżetu, podkreślają, że mają prawo wyrażać swoje zdanie, gdyż są obywatelami jak każdy inny członek społeczeństwa. Dlaczego zatem nie podlegają prawu świeckiemu tak jak każdy inny obywatel? Gdyby oskarżenie o pedofilię padło na przedstawiciela innej grupy społecznej czy zawodowej, natychmiast taki człowiek zostałby poddany procedurze prawnej, mającej na celu ustalenie faktów na sali sądowej i gdyby jego wina okazałaby się bezsprzeczna, zostałby poddany karze przewidzianej w kodeksie karnym. Tymczasem w przypadku duchownych stosuje się podwójne standardy.

   Na koniec chciałabym nadmienić, iż postawa instytucji kościoła szkodzi nie tylko wiernym, ale i samemu kościołowi. Zamiast posypać głowę popiołem i realnie oczyścić swoje imię, które od dawna nie jest dobre, stosuje się ucieczkę od odpowiedzialności. Kościół katolicki sam kręci na siebie bata i czy tego chce, czy nie, żadna uchwała w żadnym sejmie nie zmieni krytycznego, trzeźwego myślenia ludzi. Myślę, że kościołowi przydałoby się dużo pokory. Czyli tego, czego próbuje uczyć swoich wiernych. Pokora, skromność, uczciwość zamiast buty, przepychu i bezkarności.

Komentarze

  1. Religia miłości bliźniego... Kościół robi co chce, zabija w imię Boga, oskarża kobiety o czary, błogosławi hitlerów i mafię tego świata i ukrywa swoje niemałe przestępstwa. A poza tym każdy pedofil to recydywista i nie poprzestanie na jednym.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty