Bajka w czterech częściach

    


Kiedyś uczyłam dwóch Włochów naszego jakże pięknego i jakże trudnego języka ojczystego. Lubimy się tym chwalić - że nasz język jest trudny. Tak jakbyśmy czuli się spadkobiercami cennej spuścizny. Prawda niestety jest taka, że wielu Polaków posługuje się sprawniej raczej siermiężną, wulgarną i wręcz niekiedy prostacką odmianą polszczyzny niż jej wysublimowaną, wyszukaną, poprawną wersją. Mniejsza o to. Uczyłam wspomnianych Włochów i na jednej z lekcji zapytałam ich, jakie stereotypy na temat Polaków funkcjonują w ich kraju i jak oni sami nas postrzegają po kilku miesiącach od chwili, kiedy zamieszkali w Polsce. Oprócz gościnności, pysznego jedzenia, narzekactwa, urody kobiet, niestety wybrzmiał bardzo popularny za granicą stereotyp - że jesteśmy pijakami. I "moi" Włosi, na podstawie swoich doświadczeń, potwierdzili to przekonanie. 

   Na suto zakrapianych imprezach nie mogli nadążyć za Polakami, wznoszącymi rozmaite toasty, chcącymi udowodnić, że osławione pijaństwo to prawda, z której są niezwykle dumni. Polscy kumple mieli oczywiście pożywkę do żartów, jak to oni - makaroniarze - odpadali w przedbiegach i następnego dnia leczyli kaca mordercę. Uśmiechnęłam się w trakcie tej rozmowy, ale w głębi duszy poczułam wstyd. Doskonale zdaję sobie sprawę, że kultura picia alkoholu w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Owszem, są i inne nacje, które w niczym nam pod tym względem nie ustępują, lecz czy powinniśmy się porównywać do nich, czy może jednak czerpać przykład z ludzi, dla których celem spotkania nie jest osiągnięcie upojenia czy odcięcia zapłonu, lecz konwersacja, której zaledwie towarzyszy umiarkowana ilość alkoholu?

   Jeśli masz tzw. mocną głowę, nie masz się czym chwalić, człowieku. Powinieneś raczej się zatrwożyć, gdyż to oznacza wysoką tolerancję na alkohol. To oznacza, że twój organizm potrzebuje więcej trucizny, by się zatruć. Musisz zdawać sobie sprawę z tego, że jesteś na prostej drodze do uzależnienia. Zapewne większość z czytających w tym momencie uzna, że przesadzam, że mam nie po kolei w głowie lub jestem przewrażliwiona. Nie, nic mi nie dolega. Wiem natomiast, że alkoholikiem nie zostaje się z dnia na dzień. To jest proces, często bardzo długi. Opowiem wam o nim.

   Wyróżnia się cztery fazy alkoholizmu: wstępną (prealkoholową), ostrzegawczą, krytyczną i chroniczną. Na początku, w pierwszej fazie, która może trwać nawet kilka lat, wydaje ci się, że ten problem ciebie nie dotyczy. Ot, od czasu do czasu pijesz w towarzystwie dla rozluźnienia, żeby zapomnieć o problemach, odprężyć się po ciężkim tygodniu. Po wypiciu czujesz się zrelaksowany, wreszcie możesz pogadać, pośmiać się, podczas gdy normalnie nie masz ochoty na nic, często dopadają cię spadki nastroju albo cierpisz skrycie na depresję, do czego nie chcesz się sam przed sobą przyznać i wypierasz ten fakt. Masz dość codziennej gonitwy, samotności, cierpienia z różnych powodów, tęsknoty. Masz po prostu ochotę zapomnieć o wszystkim. Tak jak Pijak w "Małym Księciu", choć on akurat będzie pasował idealnie do ostatniego stadium choroby alkoholowej. Ale pamiętaj - Pijak kiedyś też przechodził fazę wstępną. Na razie picie kojarzy ci się z przyjemnością, na którą niecierpliwie czekasz na przykład do wieczora czy do piątku. Z większą bądź mniejszą regularnością.

   Z biegiem czasu zaczynasz pić więcej. Niekoniecznie częściej, choć i tak się zdarza. Więcej, ponieważ zaczynasz mieć tę sławną mocną głowę i już nie wystarczy wypić kilku kieliszków wódki, trzech piw, kilku lampek wina, by poczuć to miłe rozprężenie w ciele i umyśle. Pijesz więcej, bo coraz bardziej tego potrzebujesz, choć uważasz, że masz wszystko pod kontrolą. Szukasz okazji, żeby móc się napić. A to nowa praca, a to wkurwiłeś się na kogoś i musisz odreagować i wygadać się komuś od kielicha, a to tydzień był ciężki i  zasłużyłeś na małą nagrodę. Jest naprawdę wiele możliwości, sytuacji, pretekstów, żeby spotkać się z kimś i opić coś lub zapić problemy. Tak jakby rozmowa na trzeźwo była nie do przejścia. Nie potrafisz ustalić granicy, kiedy powinieneś odmówić kolejnej dawki alkoholu. Bo twoim celem nie jest już przede wszystkim zrelaksowanie się, lecz uchlanie się jak świnia. 

   Myślisz może, że twoje otoczenie będzie się śmiać z twoich wyskoków, zabawnego zachowania, potwornego kaca na drugi dzień? Tak. Na początku tak, ale potem twojej rodzinie czy twoim znajomym nie będzie do śmiechu. Po prostu zaczniesz być dla nich irytujący, męczący, aż w końcu zaczną ograniczać z tobą kontakty. Bliscy będą się wstydzić za ciebie za każdym razem, gdy doprowadzisz się do takiego stanu. Upijanie się bywa zabawne wśród młodzieży, studentów, którzy są młodzi i cóż - eksperymentują. Jak to młodzi. Będąc (?) dojrzałym człowiekiem, nie jesteś zabawny, gdy jesteś pijany. Jesteś ciężarem. W tej fazie - nazywanej ostrzegawczą (!) - zaczynasz przekraczać cienką, czerwoną linię. Zdarza ci się strzelić drinka po kryjomu, gdyż już wiesz, że otoczenie widzi twój problem i nie akceptuje twojego picia. Mało tego, na wszelkie, nawet taktowne i pełne obaw uwagi, reagujesz złością lub agresją. Uważasz, że jesteś dorosły i wiesz co robisz, a ten ktoś, kto ględzi ci nad uchem, po prostu się przypierdala. Poza tym "za jego forsę nie pijesz".

   Faza krytyczna to już równia pochyła. Powiedzmy sobie szczerze - jesteś alkoholikiem i nie jesteś już w stanie tego ukryć nawet przed najbliższymi. I dobrze o tym wiesz. Okresy abstynencji są coraz krótsze. Staczasz się. Masz w dupie rodzinę, jej cierpienie, choć jednocześnie zdarza ci się mieć wyrzuty sumienia z tego powodu. Zaniedbujesz życie zawodowe. Usprawiedliwiasz się. Obwiniasz innych o swoje picie. Szukasz także "winy" w swojej ciężkiej przeszłości, w trudach codzienności. Aby w miarę normalnie funkcjonować, pijesz. Bez alkoholu nie dajesz rady sprostać najzwyklejszym czynnościom. Aby upewnić się, że jednak nadal masz kontrolę nad nałogiem, wyznaczasz sobie czas abstynencji, z dumą oświadczasz na imprezie, że oto dzisiaj nie pijesz. Ale zastanów się - ile jest takich dni w miesiącu, tygodniu? Bywasz agresywny, gdy nie masz alkoholu pod ręką. Coś tam zaczynasz przebąkiwać o tym, że chyba potrzebujesz pomocy, gdyż masz jasność sytuacji - jesteś alkoholikiem. Może nadal na wszelkie uwagi odpowiadasz, że wszyscy są pojebani, ale sam siebie nie oszukasz.

   W ostatniej fazie coraz bardziej przypominasz żula spod Biedry. Nie dbasz o siebie. Śmierdzisz. Nie jesz. Cała twoja uwaga skupia się na tym, by zdobyć nawet najtańszy alkohol. Nie pracujesz. Zaczynasz żerować na innych, aby zdobyć środki na chlanie. A może już żebrzesz pod marketem? A może już masz za sobą pierwszy raz, kiedy nie zapanowałeś nad pęcherzem moczowym lub osrałeś się po pachy? Miałeś drgawki? Po zjedzeniu czegokolwiek porzygałeś się? Tak. Czujesz się jak śmieć. Wstydzisz się siebie. Widzisz, jak rodzina omija cię na ulicy szerokim łukiem, udając że cię nie zna. Wiesz, że przegrałeś życie. Nie sięgnąłeś po wyciągniętą pomocną dłoń. Nie poszedłeś na terapię, bo przecież wszyscy byli pojebani. Ty nie. Ty miałeś cały czas wszystko pod kontrolą. A kiedyś miałeś marzenia. Chciałeś mieć szczęśliwą rodzinę, przeżyć swoje jedno jedyne życie wyjątkowo, niepowtarzalnie. Koniec bajki. Na tym etapie już nie wyciągniesz morału. Za późno.

   Najgorszy jest fakt, że alkoholik nie liczy się z bliskimi. Nie interesuje go ich los, zwichrowana przez jego nałóg psychika. Wiele osób współuzależnionych i dorosłych dzieci alkoholików nie potrafi, mimo terapii, całkowicie uwolnić się od koszmaru przeszłości. W wielu rodzinach ten schemat jest powtarzany. W Polsce nie są podejmowane odpowiednie działania, mające na celu powstrzymanie tej tragedii. Sklepy z alkoholem znajdują się wszędzie, nawet na zadupiach, na stacjach benzynowych, w budkach przy parkingach strzeżonych. Wszędzie. Dostępność jest ogromna. Ceny przystępne. Nawet w dobie szalejącej inflacji. O każdej porze dnia i nocy. W domach rodzice nie widzą nic złego w tym, że nieletni wypijają sobie piwko lub winko. Rutyną jest widok rodzica z drinkiem w ręku lub butelką piwa wieczorem albo w piąteczek-piątunio. A wiadomo - czym skorupka za młodu nasiąknie i tak dalej... 

   Gdy jesteś pijany, nie jesteś zabawny. Jesteś żałosny. Poproś kogoś trzeźwego, by cię nagrał telefonem, gdy dajesz czadu. Obejrzyj to wiekopomne dzieło kinematografii komórkowej, gdy dojdziesz do siebie i popatrz z boku na to, co sobą reprezentujesz. Człowieku.

Komentarze

Popularne posty