Na okrągło

    


Jestem jednym z milionów kundli europejskich. A właściwie kundlicą, jeśli weźmie się pod uwagę moją płeć. Dziadek mojego ojca był Niemcem, który ożenił się z Polką. Oboje pozostali po wojnie na Ziemiach Odzyskanych. Matka mojej matki była Polką. Rodzina ojca mojej matki pochodziła z terenów dzisiejszej Ukrainy, choć etymologia nazwiska wskazuje na polskie korzenie. Głowy nie dam, czy wśród członków tej familii nie dochodziło do wymieszania się z Ukraińcami. Prababka, matka dziadka nosiła ewidentnie polskie nazwisko, ale któż wie... Tak czy siak, jestem mieszańcem. Jak zapewne wielu moich rodaków. Również tych zacietrzewionych w swoich nacjonalistycznych przekonaniach. Dla tych szczególnie czułych na hasło: "Polska dla Polaków" mam przesłanie. Brzmi ono tak jak to, które obrońcy Wyspy Węży przekazali rosyjskiemu okrętowi wojennemu w ostatnich, wojennych dniach. Ci, którym rodzą się w głowie chore podziały i chęć rozbudzania jakichkolwiek antagonizmów, powinni porządnie puknąć się w swój zatłuszczony, zakuty łeb. 

   Skąd bierze się nienawiść jednego człowieka do drugiego? Po co prowadzone są wojny? Proszę nie posądzać mnie o naiwność. Doskonale wiem, że często ich podłożem jest chęć rozmaicie rozumianego zysku, interesy, polityka na najwyższych szczeblach. Zdaję sobie sprawę z tego, że ziarno wojny kiełkuje w głowach psychopatów, którzy za nic mają wartości wyższe. Ja patrzę na to, co dzieje się na oczach całego świata niemal nieustannie, jako humanistka. Nie mogę pojąć tego, że nie minęło nawet sto lat od ostatniej hekatomby, a już wisi nad nami groźba kolejnej. Niespełna trzydzieści lat temu skończyła się krwawa wojna domowa w byłej Jugosławii. Pamiętam jak przez mgłę relacje w telewizji, które nie robiły na mnie wówczas wrażenia, gdyż konflikt ten wydawał mi się być tak odległy, że prawie nierzeczywisty. A przecież była to najbrutalniejsza wojna w Europie po II wojnie światowej. Kolejne wojny - w Czeczenii, Gruzji, Osetii Południowej, Ukrainie... Ciągle toczy się jakaś wojna. O niepodległość. O niezależność. O pojęcia abstrakcyjne, za które giną tysiące, miliony ludzi. Jednostek, których życie brutalnie zostaje przerwane w imię idei.

   Zdarzenia ostatnich ośmiu dni uderzyły we mnie z taką siłą, że nie potrafię skupić się na czymkolwiek. Gdy byłam dzieckiem, łudziłam się, że nigdy nie przeżyję wojny takiej, jakiej doświadczyli moi dziadkowie i pradziadkowie. Że to, o czym oni opowiadali, to, co wyczytałam w dziesiątkach książek, stało się udziałem ich pokoleń, nie mojego. Pamiętam opowieści ciotki, której udało się przeżyć rzeź na Wołyniu. Jej ojciec został zamordowany, zaś ona wraz z matką i rodzeństwem przeżyli. I gdy opowiadała mi o tych zdarzeniach jeszcze wtedy, gdy nie uczono o tym w szkole, wydawało mi się to niemożliwe. Moja mama do dziś wspomina natomiast słowa swojego dziadka - uczestnika obu wojen światowych XX wieku, że w szkole uczą dzieci kłamstw o przyjaźni polsko-radzieckiej. Żyliśmy wówczas, w czasach komuny, w podwójnym świecie - oficjalnym i nieoficjalnym i naprawdę dziecku trudno było to zrozumieć, jak właściwie urządzony jest ten cały popieprzony świat. Pamiętam, że bałam się powtórki z historii. Boję się i dzisiaj.

   Jestem skundloną Polką. Matką i żoną. Córką. Jestem podszyta strachem o najbliższych. Wielokrotnie powtarzałam, iż doskonale rozumiem, co miał na myśli Gombrowicz pisząc o Ojczyźnie jako o Potworze, Szaleńcu, Wariacie. Rozumiem, dlaczego w "Trans-Atlantyku" główny bohater postanawia nie wsiadać na statek wracający do Polski, co do której przyszłości nie było już żadnych wątpliwości. Wojna, której nieuchronność długo wypierano, zbliżała się wielkimi krokami. Zawsze mówiłam, że biorąc pod uwagę to, jak łatwo w tym kraju stracić status bohatera i stać się zdrajcą albo na odwrót, raczej nie poświęciłabym się dla jego obrony i czym prędzej spakowałabym swoje manatki, a następnie uciekłabym, gdzie mnie oczy poniosą. Nie złożyłabym na tzw. ołtarzu Ojczyzny życia mojego męża i syna. Wolałabym, żeby przyklejono nam etykietki tchórzy, niż żebyśmy gryźli piach, bo tego wymaga honor. Ale teraz, gdy tuż za naszą wschodnią granicą tylu ludzi walczy o swoją wolność, nie jestem już tak pewna tego, co uczyniłabym, gdyby ktoś najechał naszego Potwora. 

   Jako matka prawie pełnoletniego syna czuję strach, że ów Potwór wypiłby jego krew, a następnie splunął i poszedł dalej, nie oglądając się za siebie. Nie bacząc, że oto moje ukochane dziecko, takie dobre, mądre, dopiero wkraczające w dorosłość, zostało pochłonięte przez niezrozumiałą, bezsensowną zawieruchę. Jako żona mężczyzny w pełni sił boję się, że Wariat rozszarpałby go na strzępy. Jako kobietę przeraża mnie myśl, że mogłybyśmy pozostać z moją matką zupełnie bezbronne, a dobrze wiem, co może przydarzyć się bezbronnym kobietom. Słyszałam z wielu ust, jaki los staje się ich udziałem. Jako Polka patrząca na dzielnych Ukraińców, stających naprzeciw wroga niczym Dawid przeciwko Goliatowi, czuję podziw i szacunek dla ich niezłomnej postawy. Historia naszych narodów jest trudna i skomplikowana, jednak myślę, że tego, co było, nie zmienimy. Zmienić możemy nasze relacje teraz i w przyszłości, aby ta tragiczna historia nigdy więcej się nie powtórzyła. Wreszcie jako matka, kobieta, żona przeżywam wewnętrzne rozdarcie. Po stronie rosyjskiej też walczą mężowie, synowie, bracia... Nie wszyscy są sukinsynami. Wielu nie miało wyboru, wielu zostało wprowadzonych w błąd. Zostali wprzęgnięci w machinę wojenną przez chorego człowieka, który podczas gdy oni znajdują się w piekle, on ukrywa się w bezpiecznym miejscu. 

   Głęboko zakorzeniony we mnie humanizm staje na wprost ponurej prawdy o człowieku jako istocie, w której nietrudno obudzić nieludzkie odruchy i który jest zdolny do największych zbrodni. To istota, która potem potrafi wejść ponownie w buty przykładnego obywatela, członka rodziny i wieść spokojne życie. Pójdzie na różne zgniłe kompromisy. Zachowa pozory przyzwoitości. Będzie sadzać wnuczęta na kolanach i opowiadać bajki, w których dobro zawsze wygrywa ze złem, w przeciwieństwie do praw rządzących realnym światem. Zamknie na cztery spusty wstydliwą lub po prostu krępującą przeszłość. I nadal będzie człowiekiem. A potem skundlone kolejne pokolenia będą próbowały uporządkować w głowie chaos wynikający z nieoczywistości. Gdy już wreszcie zagości w kranie letnia woda, niektórzy zapragną wrzątku i obudzą dawne demony. I tak na okrągło. 

   

Komentarze

  1. Prawda to. Pieniądz rządzi tym światem. Chęć zysku niestety "po trupach". Wciąż zadaje sobie pytanie "po co mu aż tyle, skoro ma wszystko?"

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty